Mylnie rozumując bezbożni mówili sobie: Zróbmy zasadzkę na
sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom,
zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Chełpi
się, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem
naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego
niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Uznał nas za coś fałszywego i
stroni od dróg naszych jak od nieczystości. Kres sprawiedliwych ogłasza
za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem. Zobaczmyż, czy prawdziwe
są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bo jeśli
sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki
przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i
doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo - jak
mówił - będzie ocalony. Tak pomyśleli - i pobłądzili, bo własna złość
ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody
za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych.
Te nasze ludzkie usprawiedliwienia mają w sobie jakąś cząstkę bezbożności. Bo w usprawiedliwieniu nie odwołujemy się do Boga, a jedynie próbujemy ocalić siebie. Kiedy ktoś nie radzi sobie z przestrzeganiem przykazań tak, jakby tego oczekiwał, to najczęściej stwierdza, że Bóg za dużo wymaga; trudno się przyznać: nie dałem rady. Natomiast gdy ktoś troszczy się o swoją więź z Panem, to wszelkie upadki ocenia w kategorii rany zadanej Najwyższemu, a nie w kategorii ludzkich porażek. Jest to rzeczywiście sztuka, by zapominać o sobie, zwłaszcza gdy nasza miłość własna domaga się ciągłego łechtania. Ale w tym nasza mądrość, by zbliżać się do tajemnic Bożych, a nie zasłonić się własną słabością '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.