Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego
miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy
Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a
Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona
jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi
to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro głos Twego pozdrowienia
zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie.
Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od
Pana”.
Wzmianka o wyruszeniu Maryi w góry nie jest tylko
topograficznym detalem. Piękną prawdę przedstawia nam św. Łukasz – spotkanie z
Bogiem, a ściślej przyjęcie Jego woli owocuje wzrostem. Maryja wyrusza w góry
duchowości, góry miłości, góry wiary. Bóg ciągnie nas ku górze. Oczywiście góra
jest też symbolem pewnego wysiłku, zaangażowania, wytrwałości, które człowiek
podejmuje dlatego, że chce, a nie dlatego, że musi czy że powinien. Co bardzo
ważne – Maryja podąża w góry z Jezusem. Inna wspinaczka nie miałaby sensu '+' ks. Adam