Jeżeli bowiem Ojcem nazywacie Tego, który bez względu na
osoby sądzi według uczynków każdego, to w bojaźni spędzajcie czas swojego pobytu
na obczyźnie. Wiecie bowiem, że z waszego, odziedziczonego po przodkach, złego
postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem,
ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. On był
wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich
czasach się objawił ze względu na was. Wyście przez Niego uwierzyli w Boga,
który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i
nadzieja są skierowane ku Bogu.
Ogólnie mamy problem w uchwyceniu różnicy między bojaźnią a strachem. Wydaje się nam, że są wręcz bliskoznaczne wyrazy. Tymczasem mają tyle wspólnego, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Strach przed Bogiem wypływa z jakiegoś formy fałszu; albo z fałszywego obrazu Boga, albo z kłamstwa o nas. Natomiast bojaźń budujemy na prawdzie. Bojaźń wypływa z miłości. Jeśli kogoś kochamy, to żadną miarą nie chcemy go zranić. Mówimy: lękam się go/ją stracić. I czy ten lęk jest strachem przed osobą, czy relacją? Kiedy więc św. Piotr wzywa, by spędzać czas na tym świecie w bojaźni, to zachęca by rozmiłować się w Bogu, bo tylko miłość nas ocali, nie strach '+' ks. Adam