Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli
Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a
wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd to u Niego? I co to za
mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie
jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją
tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w
swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak
lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych
położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził
okoliczne wsie i nauczał.
Wywołać zdziwienie u Boga - bezcenne! Pod warunkiem, że byłoby to pozytywne zaskoczenie. Bóg nie oczekuje od nas cudów, bo On sam je czyni. Czeka na miłość. Bez rozważania za i przeciw. Miłość ufa, wierzy, ma nadzieję, pozostaje wierna. Ciężkie to czasem do udźwignięcia, ale niesamowicie owocne. Boimy się tego pierwszego kroku, ale jeśli zaryzykujemy, to następne stają się wręcz automatycznie proste. Warto spróbować, bo Miłość nie zawodzi '+' ks. Adam
Bóg jest totalną miłością, dlatego boimy się tego pierwszego kroku. Boimy się bo ta miłość jest inna od tej z którą stykamy się w naszej codzienności. Wydaje się być nieosiągalna, ale faktycznie kiedy podejmiemy próbę i zaufamy okazuje się że Miłość Boga nie kalkuluje, ona po prostu jest, patrzy, daję nadzieję i kocha.
OdpowiedzUsuń