Jezus podążył w stronę Tyru i
Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: Ulituj
się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego
ducha. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego
uczniowie i prosili Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami! Lecz On odpowiedział:
Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela. A ona przyszła,
upadła przed Nim i prosiła: Panie, dopomóż mi! On jednak odparł: Niedobrze jest
zabrać chleb dzieciom a rzucić psom. A ona odrzekła: Tak, Panie, lecz i
szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów. Wtedy Jezus jej
odpowiedział: O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak
chcesz! Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.
Kobieta kananejska wołała. Nie zawołała, ale wołała. Wołanie wskazuje na czas, na ciągłość,
na pewną wytrwałość. Zawołanie to jednorazowa akcja, jeden okrzyk, jeden zryw.
Potrzeba także i zawołań, jednak droga wiary powinna być przepełniona
wołaniem, wołaniem, które buduje więź, które nie pozwala człowiekowi ograniczyć
wiary do chwili modlitwy, do chwili przypomnienia sobie o Bogu. Wołajmy '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.