W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników.
Ewangelista
Łukasz, choć dokładny w wielu szczegółach, bardzo oględnie mówi o odejściu syna
w dalekie strony. Zwraca naszą uwagę na fakt, że owe dalekie strony nie
ograniczają się jedynie do zewnętrznego odwrócenie się od Boga, zerwania
zewnętrznej więzi z Nim. Nie usprawiedliwiając młodszego syna, trzeba
podkreślić, że paradoksalnie w jeszcze dalsze strony zapuścił się starszy syn,
który nigdy nie opuścił domu swego ojca. Owe dalekie strony mieszczą się
zwłaszcza w sercu człowieka, za każdym razem, gdy człowiek odgradza się murem
od Boga, czy od drugiego człowieka. I dlatego pozycja starszego syna jest dużo
bardziej niebezpieczna i jako tak częściej grozi nam, którzy pozostajemy pod
dachem naszego Ojca. Dlaczego?
Po pierwsze:
starszy syn nie umie być synem, nie kocha swego ojca, a swoją relację z nim
pojmuje w relacji pan-służący: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem
twojego rozkazu. Czy na tym polega bycie w rodzinie, we wspólnocie? Tyle lat ci służę. Do tego dochodzi
jeszcze przekonanie o własnej doskonałości: nigdy
nie przekroczyłem twojego rozkazu. Starszy syn jest takim samym człowiekiem
jak my, nie jest jakimś herosem, wiemy więc jakie potwierdzenie w
rzeczywistości może być taka deklaracja: nigdy! Ponadto patrzy na swego ojca
jak na dowódcę wydającego rozkazy, stąd życie z ojcem jest dla niego ciężarem,
jest jedynie spełnianiem obowiązków, dlatego jedyne na co czeka, to nagroda za
prawidłowe wypełnienie rozkazu. Kryje się w tym pierwsze niebezpieczeństwo dla
nas. Dziwnie znajomo brzmią słowa: oto tyle lat ci służę – czy czasem nie są to
nasze słowa, słowa poparte zadowoleniem z dosyć dobrze wypełnionych rozkazów
kapryśnego Boga-dowódcy. Przecież są inni gorsi – dziękuję ci, ze nie jestem
jak inni, zdziercy, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik.
Po drugie:
starszy syn przyjął pozycję niewolnika, zrzucającego odpowiedzialność za
wszystko na swego pana. Nie chciał otworzyć się na wolność, która owszem
stwarza ryzyko upadku, ale daje przede wszystkim radość zasmakowania miłości
Ojca. Starszy syn nie czuje radości z faktu życia blisko Ojca, bo wszystko
zawdzięcza sobie. Tęskni za szaleństwem, ale ze strachu woli już to życie, które
zna: mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym
się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił
twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. W
głębi serca jest przekonany, że brat nieźle się bawił, że rozkoszował się tym,
co zakazane, a co smakuje najlepiej. Nie zrozumiał tragicznej prawdy wyznania:
ja tu z głodu ginę. W ten sposób zdradził swój kompleks niższości wobec
grzechu. Gdyby nie istniał Raj. Gdyby nie było przerażającej perspektywy ognia
piekielnego. Grozi nam czasem cierpienie z tego samego powodu – kompleksu wobec
grzechu. Unikać grzechu nie z powodu smutku Ojca, ale z powodu strachu, że
możemy stracić coś naszego. Santucci: łaska to odczuwanie większej przyjemności
z niegrzeszenia niż z grzeszenia. Może warto przywołać te słowa w czasie tego
Wielkiego Postu, zwłaszcza przy kratkach konfesjonału: czego szukam – uśmiechu
Boga, czy poprawy samopoczucia?
Po trzecie:
starszy syn kochał tylko siebie. Nie znajdujemy żadnej wzmianki o tym, że
zatrzymywał swego brata, żadnej wzmianki o tym, że wyruszył na poszukiwanie,
nie wyczekiwał go razem ze smutnym ojcem, lecz dzielnie pracował na polu. Na
dodatek, gdy jego brat się odnalazł, stać go było jedynie na gniew. Nie był
blisko ani ojca, ani swego brata. Pozostał sam ze sobą i to są owe ewangeliczne
dalekie strony. Z błogosławieństwem '+' ks. Adam
bardzo pięknie napisane👍
OdpowiedzUsuń