Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: "Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony".
Do znudzenia czasem można usłyszeć, kiedy ktoś usprawiedliwia swój grzech, mówiąc: przecież nikogo nie krzywdzę, nikogo nie ranię swoim postępowaniem. Co komu do tego, jak żyję? I jak mantra powtarzane: ważne, żeby być dobrym. Czy taka postawa nie zamyka nas na Boże miłosierdzie, na sprawiedliwość, tak jak w przypadku faryzeusza? Nie chodzi tylko o to, by być dobrym, chodzi o to, by zostać zbawionym. A tego nie załatwimy jedynie dobrym życiem. Jeśli zepchniemy Boga na margines, odsuwamy od siebie życie, wybieramy śmierć, wybieramy brodzenie po płyciźnie, karmimy się jak syn marnotrawny pokarmem świń i udajemy, że wszystko jest w porządku '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.