Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim
Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie
wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej
spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie
płacz! Potem przystąpił, dotknął się mar - a ci, którzy je nieśli, stanęli - i
rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań! Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go
jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: Wielki prorok
powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój. I rozeszła się ta wieść o
Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.
Pewnie nie raz było w nas pragnienie powtórzenia przez
Jezusa cudu z dzisiejszej Ewangelii. Stając przy trumnie kogoś bliskiego,
myśląc o własnej śmierci, doświadczamy swoistej niepewności jutra, a może i
lęku przed końcem. Śmierć nigdy nie będzie łatwym doświadczeniem, nawet dla
wierzących. Świadomość, że oto tu na ziemi definitywnie została zamknięta
księga życia kogoś bliskiego bywa czasem nie do zniesienia. Tęsknota, ból po
stracie wydają się być ponad naszą ludzką miarę. Wiemy, że i Pan Jezus zapłakał
nad grobem swego przyjaciela Łazarza. Paradoksalnie więc brzmią słowa papieża
Benedykta XVI z encykliki o nadziei chrześcijańskiej: Kontynuować życie na
wieczność – bez końca, jawi się bardziej jako wyrok niż dar. Oczywiście
chciałoby się odsunąć śmierć jak najdalej. Ale żyć zawsze, bez końca – to w
sumie może być tylko nudne i ostatecznie nie do zniesienia. Jest to dokładnie
to, o czym na przykład mówi Ojciec Kościoła Ambroży w przemówieniu z okazji
pogrzebu swego brata Satyra: «To prawda, że śmierć nie należała do natury; Bóg
bowiem od początku nie ustanowił śmierci, ale dał ją jako środek zaradczy
[...]. Z powodu wykroczenia życie ludzkie stało się nędzne, upływało w
codziennym trudzie i nieznośnym płaczu. Trzeba było położyć kres złu, aby
śmierć przywróciła to, co utraciło życie. Nieśmiertelność jest raczej ciężarem
niż korzyścią, jeżeli nie rozświetla jej łaska». Wskrzeszenie młodzieńca z Nain
to znak zwycięstwa Boga nad śmiercią, potwierdzenie, że śmierci Bóg nie
uczynił, że ona weszła na świat przez zawiść diabła, ale to także zapewnienie,
że nie musimy się bać śmierci, nie musimy przed nią uciekać, bo ostatecznie
jest ona środkiem zaradczym. Śmierć, rozświetlona łaską, nadal jest czymś
trudnym, bolesnym, ale nie musi już być
bezsensowna, nie musi być karą. Bóg naprawdę nawiedził swój lud i dlatego
możemy żyć w Nim na wieki '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.