Gdy zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: Przeprawmy się na drugą stronę. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy? On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się! Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary? Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?
Sam cud uciszenia burzy nie jest tak zdumiewający, jak wyrzut uczniów. Oczywiście, łatwo byłoby teraz wylać całe wiadro oskarżeń na ich głowy. Problem zaczyna się wtedy, gdy w ich gronie odnajdzie się samego siebie. Ileż to razy pytamy Boga, czy w ogóle jest, czy wie, co robi, dlaczego nie zrobi czegoś, i tak dalej, i tak wkoło. Cud był potrzebny uczniom, jest potrzebny nam, nawet jeśli za chwilę powiemy: Panie, czy Cię to nie obchodzi. Jest szansa, że przyjdzie zrozumienie, że obudzi się w nas świadomość: On jest - i to wystarczy '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.