Gdy Jezus siedział przy stole, jeden ze współbiesiadników
rzekł do Niego: „Szczęśliwy ten, kto będzie ucztował w królestwie Bożym”. Jezus
mu odpowiedział: „Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy
nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym:
"Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe". Wtedy zaczęli się wszyscy
jednomyślnie wymawiać. Pierwszy kazał mu powiedzieć: "Kupiłem pole, muszę
wyjść, aby je obejrzeć; proszę cię, uważaj mnie za usprawiedliwionego".
Drugi rzekł: "Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię,
uważaj mnie za usprawiedliwionego". Jeszcze inny rzekł: "Poślubiłem
żonę i dlatego nie mogę przyjść". Sługa powrócił i oznajmił to swemu panu.
Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: "Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki
miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych". Sługa
oznajmił: "Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce".
Na to pan rzekł do sługi: "Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do
wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadani wam: Żaden z owych
ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty".
Czyli co? Niewarto się trudzić tym życiem, bo nie zyskamy przyszłego? Żadną miarą! Choć podobne interpretacje i pomysły pojawiała się już w czasach apostolskich. Pan Jezus nie wzywa do porzucenia tego życia, ale do poszukiwania właściwego odniesienia dla niego. Można sobie wyobrazić, że ten, kto kupił pole, nie musiał go oglądać w tej właśnie chwili (pole przecież nie ucieknie), nabywca wołów, mógł je wypróbować później, a świeżo upieczony małżonek mógł przyjść z żoną. Zawsze jest wyjście, bo zawsze mamy wybór. Pan nie przyciska nas do muru. Ewangelia jest drogowskazem, nie kajdanami '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.