Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił
udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i
przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie
przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to uczniowie Jakub
i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i
zniszczył ich?” Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego
miasteczka.
Powraca czasem pytanie, czy Jezus musiał umrzeć w tak okrutny
sposób, aby nas zbawić. Odpowiedź jest krótka – nie musiał. Mógłby nas zbawić
jednym Słowem. Ale chciał podjąć taką drogę, by zło pokonać dobrem. Dzisiejsza
Ewangelia jasno pokazuje jak to, co przychodzi niejako z zewnątrz – dopełnia się
czas Jezusa, jak to jest podjęte przez Niego w całkowitej wolności – postanowił
udać się do Jerozolimy. Spisek arcykapłanów, fałszywe oskarżenia tłumów, zdrada
Judasza – to wszystko Pan przyjmuje dobrowolnie, niemalże jakby tęsknił za tą
godziną. Możemy tak mówić, ponieważ Pan patrzy na wszystko wzrokiem Bożej
Opatrzności, która w krzyżu nie widzi najpierw cierpienia, ale widzi znak
zwycięstwa nad śmiercią, piekłem i szatanem. To Bóg rządzi tym światem, nie
zło '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.