Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim
Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie
wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory
tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie
płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli. I
rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał
go jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: „Wielki
prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”. I rozeszła się ta
wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.
Nie płacz – mówi dziś Pan Jezus do każdego z nas. Choć
błogosławieni ci, którzy płaczą, to sam płacz niekoniecznie jest Boży. Oczywiście
płakał i sam Pan Jezus: nad grobem Łazarza, nad Jerozolimą, ale pewnie dlatego
nam płaczu chce oszczędzić. Jako Jego uczniowie mamy stawać się dziećmi nadziei
i choć przeżywamy i będziemy przeżywać trudne, bolesne, czasem nawet
dramatyczne wydarzenia, to ostatecznie, pamiętajmy, zwycięża Jezus Chrystus.
Ci, którzy do Niego należą, nie muszą się zamartwiać, nie muszą pozwalać na to,
by smutek przykrył nadzieję. Jeśli
się boimy, to powierzmy ten strach Bogu, jeśli cierpimy, to oddajmy to
cierpienie Bogu '+' ks. Adam
Ciężko nie płakać, nie być smutnym czy nie być zmartwionym jeśli straci się Kochaną osobę. Ja tak nie umiem...
OdpowiedzUsuńPłakać można. Sam Pan Jezus przecież płakał. Łzy nie są grzechem. Ważne, by za tymi łzami stała chrześcijańska nadzieja.
Usuń