Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do
ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go
rozpoznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach
chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do
miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci
choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli,
odzyskiwali zdrowie.
Niezwykły musiał to być widok, gdy dorośli ludzie biegali po całej okolicy, by przynieść chorych do Jezusa. Jak mocna była ich wiara, że robili to, nie zważając na nic. Jak bardzo nam tego brakuje. Lubię czasem mówić, że przypominamy nieco tłuste koty, które, nawet jakby im machać myszą przed oczami, to nawet łapą by nie machnęły. Brakuje nam takiego pierwotnego zapału, takiej dziecięcej ciekawości, ufności i bezwarunkowej wiary. Może trzeba o to prosić, a nie czekać, aż się samo zmieni? '+' ks. Adam
Zawsze wzrusza mnie ta Ewangelia-,,A wszyscy,którzy się Go dotknęli,odzyskiwali zdrowie."Czy ja tak Ciebie ,,dotykam " podczas przyjęcia do serca,bym odzyskiwała zdrowie na ciele i duszy?
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, jest to dla nas pewien wyrzut, ale i zachęta, by o taki dotyk zabiegać.
Usuń