Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był
tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty.
Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu,
gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby
móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce,
spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę
się zatrzymać w twoim domu. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany.
A wszyscy, widząc to, szemrali: Do grzesznika poszedł w gościnę. Lecz Zacheusz
stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli
kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie. Na to Jezus rzekł do niego: Dziś
zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem
Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło.
Ciekawa sprawa z tą sykomorą. Normalnie jej owoce nie są zbyt smaczne (o wiele gorsze smakowo od owoców figi, z którymi są spokrewnione), pokarm ludzi biednych. Nacinanie owoców we wczesnym stadium rozwoju nie tylko poprawia smak, ale także usprawnia dojrzewanie. W ciągu trzech dni owoce potrafią zwiększyć swoją wielkość dziesięciokrotnie. Czy to zbieg okoliczności, że Zacheusz wszedł właśnie na sykomorę? On, którego życie było kwaśne, gorzkie, biedne potrzebował nacięcia, aby w Trzech Dniach odrodzić się jak owoc. Takiego nacięcia potrzebujemy i my, żeby wreszcie zacząć smakować '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.