Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z
Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha
Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej
na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto
anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się
wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się
w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój
lud od jego grzechów”. A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie
powiedziane przez proroka: „Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu
nadadzą imię Emmanuel, to znaczy "Bóg z nami". Zbudziwszy się ze snu,
Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.
Z
narodzeniem Jezusa było tak. Każdy z nas potrafi, chociażby pokrótce
opowiedzieć historię narodzenia Dzieciątka Jezus. Tyle razy słyszeliśmy ją,
tyle razy uczestniczyliśmy już w Pasterce, tyle razy przeżywaliśmy Boże
Narodzenie; no właśnie tyle razy; jaki jest zatem sens powtarzania tej samej
historii wciąż i wciąż od nowa. Owszem, z jednej strony jest to przypomnienie
wydarzenia sprzed 2000 lat, ale bardziej niż o przypomnienie chodzi nam o
uobecnienie tej cudownej nocy, nie tylko przywołanie tamtego wydarzenia, ale o
przeżycie na nowo, po raz kolejny, ale za każdym razem w całkowicie
niepowtarzalny sposób '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.