Owego dnia, gdy zapadł wieczór,
Jezus rzekł do swoich uczniów: "Przeprawmy się na drugą stronę".
Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie
płynęły z Nim. A nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że
łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili
Go i powiedzieli do Niego: "Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że
giniemy?" On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: "Milcz,
ucisz się!" Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do
nich: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!" Oni
zlękli się bardzo i mówili między sobą: "Kim On jest właściwie, że nawet
wicher i jezioro są Mu posłuszne?"
Rzadko ewangeliści ukazują Jezusa tak
ludzkiego, zmęczonego, jak każdy z nas po całym dniu pracy. Zobaczymy to
jeszcze u św. Jana, gdy w skwarze południa Jezus siada przy studni i wdaje się
w rozmowę z Samarytanką. Można posunąć się do takiego stwierdzenia, że Jezus
był zmęczony nieustannym przyprowadzaniem człowieka do Boga, karmił głodnych,
leczył chorych, wskrzeszał umarłych, wypędzał złe duchy. Bóg zmęczony szukaniem
człowieka. Miłość Jezusa do człowieka sprawia, że Jezus ciągle czeka na każdego
człowieka, ciągle daje mu konkretne znaki, konkretne drogowskazy, by człowiek
ciągle wiedział, że zawsze może powrócić. Bóg zmęczony szukaniem człowieka, a
czy my bywamy w naszym życiu zmęczeni poszukiwaniem Boga? '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.