Gdy raz Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim
uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: "Za kogo uważają Mnie
tłumy?" Oni odpowiedzieli: "Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza;
jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał". Zapytał
ich: "A wy za kogo Mnie uważacie?" Piotr odpowiedział: "Za
Mesjasza Bożego". Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o
tym nie mówili. I dodał: "Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie
odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity,
a trzeciego dnia zmartwychwstanie".
Jezus kieruje to pytanie do najbliższych, do tych, którzy
wiedzą już coś więcej. I właśnie o to chodzi, by nie tylko więcej wiedzieli,
ale i bardziej wierzyli. Wiara musi podpierać się rozumem; sama pobożność nie
wystarczy. Świetnie konkluduje to św. Teresa od Jezusa, mówiąc, że gdyby miała
do wyboru kierownika duszy pobożnego lub mądrego, wybrałaby tego drugiego. Nie
znaczy to, że nie może być i mądry i pobożny. Dlatego pytanie Jezusa pada w przestrzeni
modlitwy. Stanowczo za mało takiej przestrzeni w naszym życiu. Owszem modlimy
się, przedstawiamy swoje prośby, dziękujemy, przepraszamy, ale czy na modlitwie
omawiamy z Bogiem swoje życie, swoją wiarę, swoje poszukiwania? I wcale nie
chodzi o kluczowe momenty w naszym życiu, ale o prozę codzienności '+' ks. Adam
Amen!
OdpowiedzUsuń