Gdy Jezus przechodził, szli za Nim dwaj niewidomi, którzy
głośno wołali: „Ulituj się nad nami, Synu Dawida”. Gdy wszedł do domu,
niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: „Wierzycie, że mogę to
uczynić”? Oni odpowiedzieli Mu: „Tak, Panie”. Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc:
„Według wiary waszej niech się wam stanie”. I otworzyły się ich oczy, a Jezus
surowo im przykazał: „Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie”. Oni jednak,
skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.
Doświadczenie uzdrowienia nie dokonuje się w biernym oczekiwaniu.
Chorzy przychodzą do Jezusa, albo ktoś ich przyprowadza, albo wołają o pomoc. Zawsze
mamy jakąś formę przyjścia do Jezusa, przyjścia, które jest znakiem decyzji
człowieka, że chce Jego łaski, że Go potrzebuje. I ostatnia sprawa – dobrze w
swej duchowej biedzie znaleźć sobie towarzysza, z którym wspólnie będzie można
szukać Jezusa i iść za Nim. Nie zamykajmy się w sobie, nie przeżywajmy naszych
krzyży samotnie. Pomagajmy innym i pozwólmy pomóc sobie '+' ks. Adam
Czasami ciężko jest podzielić się z kimś swoim krzyżem. Dużą pomocą jest modlitwa.... w samotności...
OdpowiedzUsuńZauważ, że Pan Jezus w Ogrójcu, nawet jeśli modlił się na osobności, to jednak wziął ze Sobą trzech uczniów. Samotność w krzyżu nie jest wskazana.
Usuń