Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie,
zwrócił się do nich z zapytaniem: ”Za kogo uważają Mnie tłumy?”. Oni
odpowiedzieli: ”Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że
któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”. Zapytał ich: ”A wy, za kogo Mnie
uważacie ?”. Piotr odpowiedział: ”Za Mesjasza Bożego”. Wtedy surowo im
przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: ”Syn
Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych,
arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia
zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: ”Jeśli kto chce iść za Mną, niech
się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie
naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie
z mego powodu, ten je zachowa”.
Krzyż w naszym życiu też czasem wydaje się nie do zniesienia,
wydaje się całkowicie niepotrzebny i bezsensowny. I tak jest, gdy odrywamy
krzyż od Jezusa. Krzyż można przyjąć, zrozumieć, udźwignąć tylko w przestrzeni
Bożej Miłości. Świetnie ujął to św. Jan Paweł II: „Miłości bez Krzyża nie
znajdziecie, a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie”. My nie modlimy się o krzyż,
nie powinniśmy prosić Pana o cierpienie, ale zawsze powinniśmy prosić o miłość,
która sprawia, że krzyż prowadzi do zwycięstwa '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.