Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego
domu i chciał, żeby nikt o tym nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu.
Wnet bowiem usłyszała o Nim kobieta, której córeczka była opętana przez ducha
nieczystego. Przyszła, upadła Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka
rodem, i prosiła Go, żeby złego ducha wyrzucił z jej córki. Odrzekł jej:
„Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest wziąć chleb dzieciom i
rzucić psom”. Ona Mu odparła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają
z okruszyn dzieci”. On jej rzekł: „Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch
opuścił twoją córkę”. Gdy wróciła do domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a
zły duch wyszedł.
Syrofenicjanka wie, kim jest; wie, że jest poganką, że nie
ma prawa prosić o pomoc Boga, że nie może zasiadać przy stole, co najwyżej może
karmić się odpadkami ze stołu. Wie, że nic jej się nie należy. A czym, jako
katolicy, różnimy się od niej? Czy nam się coś należy? Czy mamy prawo? Czy
zasługujemy? Jedyna różnica między nami a niewierzącymi powinna tkwić w świadomości,
że zostaliśmy przez Boga wybrani, nie ze względu na nasze zasługi, ani na nasze
dobre uczynki, ale tylko przez nieskończoną miłość Zbawiciela '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.