Modlitwa o uzdrowienie

Dla tych, którzy chcą włączyć się w modlitwę o uzdrowienie za przyczyną śp Alicji, info TUTAJ

sobota, 30 września 2017

Otwarci na Słowo

Gdy tak wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich Jego czynów, Jezus powiedział do swoich uczniów: Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.
Patron dnia dzisiejszego, św. Hieronim, wielki miłośnik Bożego Słowa powiedział: nieznajomość Pisma św. jest nieznajomością Chrystusa. Słowa te niesamowicie trafnie wpisują się w nasze dzisiejsze pochylenie się nad Ewangelią. Niemal naturalnie tworzymy sobie własny obraz Boga. I nie jest to jeszcze największy problem. Prawdziwy problem zaczyna się wtedy, gdy ten obraz czynimy jedynym słusznym i według niego pojmujemy siebie i świat. Taka fantastyczna wizja posklejana z naszych wyobrażeń staje się powodem wielu naprawdę trudnych doświadczeń, łącznie z doświadczeniem mroku grzechów. I dlatego Bóg daje nam swoje słowo, abyśmy dochodzili do prawdy, a nie do wyobrażenia o niej. Prawda bywa czasem dla nas niezrozumiała czy trudna do przyjęcia, tak jak to było w przypadku uczniów. Nie od razu zrozumieli jezusową zapowiedź męki. Nie mieściła im się w głowie taka wizja Boga, Boga wydanego na okrutną śmierć, Boga cierpiącego, Boga wyszydzonego. O miejsce nie w takim królestwie prosili synowie Zebedeusza. Nie za takim Mesjaszem chodziły tłumy. Trudna do przyjęcia jest śmierć Pana, ale dzisiaj już wiemy, że bez tej śmierci niemożliwe jest życie. To co po ludzku wydawało się klęską, w Bożych planach stało się największym zwycięstwem. I tylko posłuszeństwo Słowu może nas doprowadzić do poznania tej prawdy. Tylko posłuszeństwo Słowu Boga może nas przeprowadzić przez to co trudne i niezrozumiałe. A nie da się być posłusznym Słowu, którego się nie zna i którego się nie poznaje, którego się nie słyszy. Dlatego tak ważny jest nasz wysiłek, by Biblia stała się naszym codziennym pokarmem, bo przecież nieznajomość Pisma św. jest nieznajomością Chrystusa '+' ks. Adam

piątek, 29 września 2017

Skąd mnie znasz?

Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.
Skąd mnie znasz? To pytanie wyraża chyba wszystkie nasze wątpliwości na płaszczyźnie wiary. Od pierwszej diabelskiej pokusy: czy rzeczywiście Bóg powiedział? powtarza się w nas historia niepewności, wątpliwości i kryzysów wiary. Warto podkreślić, że kryzysy same w sobie nie muszą być tragicznym doświadczeniem. Można powiedzieć, że czasem są nawet pożądane, o ile człowiek dobrze je wykorzysta. To naturalne, że w doświadczeniu wiary napotykamy na trudności. W końcu nasz rozum, nasze poznanie, nasze władze, nawet nasze serce wchodzą w przestrzeń tajemnicy Boga, niesamowicie przekraczającego nasze ludzkie pojmowanie. Poczucie takiej bezradności sprawia, że wolimy wrócić do tego, co zrozumiałe, co znane, co łatwe w przyjęciu, co oswojone. I tak zaczynamy doświadczać rosnącego rozdwojenia. Bo z jednej strony czujemy w sobie wielki głód Boga, rozpala nas pragnienie bycia z Nim i w Nim, a  z drugiej strony nasza ludzka natura ciągnie do tego, co proste i łatwe. Dopóki człowiek nie zdecyduje się na krok zaufania, krok swoistego ryzyka wiary, dopóty nie znajdzie ukojenia. I dlatego powtarzamy w naszym życiu to natanaelowe: czy może być co dobrego z Nazaretu? Czy Bóg może być miłosierny bez granic? Czy rzeczywiście czuwa nad każdym człowiekiem, czuwa nade mną? Czy łaska Boga może być naprawdę darmowa? A skoro tak, to dlaczego tyle zła w świecie? Dlaczego potężny Bóg pozwala, by zło triumfowało? Dlaczego zgadza się na cierpienie niewinnych osób? Czy może być co dobrego z Nazaretu? Wiara nie sprawi, że znikną wszystkie pytania, wszystkie wątpliwości i że nagle odnajdziemy wszystkie odpowiedzi, ale tylko ona może nas doprowadzić do prawdy, że Jezus istotnie jest Synem Bożym, który zbawia człowieka, i chce mieć go blisko Siebie '+' ks. Adam

czwartek, 28 września 2017

Bez niepokoju

Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: Jana ja ściąć kazałem. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę? I chciał Go zobaczyć.
Postawa Heroda nie jest aż tak daleka od naszych, jakby mogło się wydawać. Dosyć często karmimy naszą wiarę emocjonalnymi sloganami, które zamiast ją wzmacniać, czynią ją zwyczajem i rutyną. Powtarzane bez namysłu hasła w stylu: staram się pełnić wolę Boga, przypominają bardziej mantrę niż świadomy wybór Boga. Wynika to m.in. z tendencji do swoistego oswajania doświadczenia wiary, żeby nie powiedzieć do oswajania Boga, które pomoże nam uchwycić w nasze ludzkie, znane nam ramy, to co nieuchwytne. Jest to doświadczenie Piotra Apostoła z Góry Tabor: postawimy trzy namioty – nie wiedział bowiem, co czynić, tak byli przestraszeni. Herod, słysząc o cudach Jezusa, zaniepokoił się, bał się utraty władzy, bał się stracić to, w czym pokładał ufność i co uczynił treścią siebie, treścią swego życia, co w jego oczach czyniło go wielkim i ważnym. Czy w doświadczeniu wiary, kiedy słyszymy, czy myślimy o zwycięskiej mocy Chrystusa, kiedy słyszymy Jego wezwanie do ewangelicznego radykalizmu w naszym życiu, zachowujemy pokój dziecka Bożego? Wystarczy tylko przyjrzeć się tym sytuacjom, które uznaliśmy za wolę Bożą. Czy nie przeważają w nich trudne i bolesne przeżycia? Co rodzi się w nas, gdy myślimy o podjęciu woli Bożej? Radość w świadomości, że Bóg chce naszego dobra, czy strach przed cierpieniem i poczucie, że trzeba się przygotować na trud i łzy? Wciąż powtarza się w nas dramat Heroda – pragnienie Boga przeplata się ze strachem, że utracimy treść naszego życia. Dzisiejsza Ewangelia wzywa nas do stanowczego odrzucenia tego strachu, który człowieka tak oślepia, że nie jest w stanie już dostrzec prawdy, że Bóg niczego nie odbiera, a wręcz przeciwnie, to tylko dzięki Niemu człowiek może stać się w pełni człowiekiem '+' ks. Adam

środa, 27 września 2017

Nie bierzcie nic

Jezus zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie! Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim! Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.
Dosyć łatwo przy słuchaniu Ewangelii popaść w taką tendencję, a może nawet i pokusę odnoszenia jej tylko i wyłącznie do minionych czasów. Zdarza się nam traktować Biblię jako zapis przeszłości. Tymczasem Pismo św. zawiera Słowo Boże, żywe i skuteczne, które działa w naszym tu i teraz. Władza przekazana przez Jezusa apostołom nie straciła swej ważności wraz ze śmiercią ostatniego z nich, przeciwnie, trwa w Kościele, choć czasem niestety jest przyjmowana przez nas, wierzących, nie tyle jak skarb w glinianym naczyniu, ile bardziej jak światło schowane pod koszem. Władza Jezusa to zwycięska władza nad złym duchem i nad skutkami jego działania: nad chorobą, nad cierpieniem i wreszcie and śmiercią. Wraz z przyjściem Syna Bożego na tę ziemię rozpoczyna się godzina walki Królestwa światłości ze światem ciemności; godzina, która swoją pełnię i zwycięstwo osiągnęła w śmierci i zmartwychwstaniu Pana, a która dla nas wybrzmiewa aż do powtórnego Jego przyjścia w chwale. I abyśmy mieli udział w tej godzinie, Jezus daje dzisiaj konkretne wskazanie – na drogę swojego życia nie bierz zbędnego ciężaru. A przecież dostrzegamy, że w przestrzeni naszego życia przytłacza nas wielość błyskotek, świecidełek, gadżetów. Lubimy otaczać się mnóstwem dodatków, i w relacjach z ludźmi i na płaszczyźnie materialnej. Szukanie oparcia w sobie, czy w świecie, uniemożliwia nam doświadczenie zwycięskiej władzy Jezusa, która nam jest udzielona w momencie chrztu. Jezus mówi: Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie. Jedynym naszym bogactwem ma stawać się zaufanie, że Pan czuwa nad wszystkim. Naszym zadaniem jest głoszenie Królestwa Bożego w ludzkiej słabości i w Bożej mocy '+' ks. Adam 

wtorek, 26 września 2017

Którzy słuchają

Przyszli do Jezusa Jego Matka i bracia, lecz nie mogli dostać się do Niego z powodu tłumu. Oznajmiono Mu: Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą. Lecz On im odpowiedział: Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je.
Nie wiemy, czy ostatecznie Maryja zobaczyła swojego Syna, ale nawet gdyby tak się stało, to i tak słowa Jezusa brzmią niesamowicie oschle i wręcz surowo w naszych uszach. Moglibyśmy tak sądzić, o ile dzisiejszy fragment byłby jedynym świadectwem relacji Jezusa i Jego Matki. Tymczasem dzisiejszy fragment to kolejny etap objawiania posłannictwa Syna Bożego, to kolejny etap wzrastania w Jego szkole dla wszystkich, którzy chcą być Jego uczniami, w tym także dla Maryi. Przyjście Jezusa to zapowiedź nowego stworzenia, przywrócenia utraconej harmonii Raju, to zapowiedź odnowienia tego świata. W tym nowym porządku każdy otrzymuje nową rolę. Także Matka Jezusa uczy się być Matką Kościoła, Niewiastą, która przez swe posłuszeństwo odzyska to, co Ewa straciła przez niewierność. I wiemy, że Maryja tę zapisaną w dzisiejszej Ewangelii lekcję odrobi znakomicie. To Ona przecież wytrwa pod Krzyżem swojego Syna z sercem przebitym mieczem boleści, gdy inni zawiodą i uciekną. To Ona będzie trwała wraz z uczniami w Wieczerniku, czekając na Zesłanie Ducha Świętego. To Ona nieustannie troszczy się o wspólnotę Kościoła, by wszyscy jej członkowie zrobili to, co mówi Jej Syn. W słowach Jezusa z dzisiejszej Ewangelii odnajdujemy też wezwanie dla nas. Relacja z Jezusem nie jedną z wielu relacji tego świata i nawet nie jest pierwszą. Relacja z Jezusem jest absolutnie niepowtarzalną relacją, w którą człowiek może wejść nie poprzez gorliwe zachwyty i uniesienia, nie poprzez swoje praktyki, nie poprzez nadzwyczajne sposoby. Jezus mówi: którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je. Przyjmując Słowo Boże, żyjąc nim na co dzień, możemy doświadczyć wyjątkowej więzi z Bogiem, która nie jest zarezerwowana dla wybranej grupki, ale możliwa dla każdego, kto zechce, jak Maryja, pełnić wolę Boga '+' ks. Adam

poniedziałek, 25 września 2017

Na świeczniku

Jezus powiedział do tłumów: „Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”.
Bycie na świeczniku nie kojarzy nam się zbyt szczęśliwie. W naszym myśleniu funkcjonuje ono bardziej jako okazja do bycia wytkniętym, ocenionym i skrytykowanym. Od kogoś na świeczniku wymaga się więcej, nawet jeśli czasem te wymagania są iście nierealne i nie do końca uzasadnione. Bycie na świeczniku domaga się krystalicznej przejrzystości w decyzjach, w postawie, w myśleniu, a jakiekolwiek potknięcie jest niewybaczalne. Obawa przed podjęciem roli zapalonej lampy wskazującej drogę, do której jako chrześcijanie jesteśmy przecież wezwani, bywa zatem uzasadniona. Na szczęście dla nas tylko do pewnego stopnia. Bo jeśli jedynym światłem, którym chcielibyśmy oświecić świat, bylibyśmy my sami, to rzeczywiście mamy się czego bać. Jako dojrzali ludzie mamy świadomość swoich braków, skaz, ułomności. Nawet jeśli szczerym sercem pragniemy dobrze żyć, to samo pragnienie nie zapewnia nam doskonałego życia. Po co zatem mielibyśmy stawiać się na świeczniku? Żeby inni dostrzegli naszą bezradność; żeby nas wykpili? Nie do tego wzywa nas Ewangelia. Światło, którym ma świecić chrześcijanin, jest światłem Boga. To w Imię Jezusa, w Jego autorytecie każdy chrześcijanin ma prawo, a czasem nawet obowiązek, stawać na świeczniku. Wskazuję komuś drogę nie dlatego, że jestem lepszy, że potrafię więcej, że doskonale wszystko rozumiem. Mogę to uczynić, bo jestem świątynią Ducha Świętego, który działa w wierzących dla dobra całego Kościoła. Kto przyjmuje światło Ewangelii, nie może go zachować tylko dla siebie; ma się nim dzielić, pomimo swoich ograniczeń i słabości, a może właśnie ze względu na nie, by jawną okazała się moc Chrystusa, a nie nasza '+' ks. Adam

niedziela, 24 września 2017

Po denarze

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: »Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam«. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: »Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?«. Odpowiedzieli mu: »Bo nas nikt nie najął«. Rzekł im: »Idźcie i wy do winnicy«. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: »Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych«. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: »Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty«. Na to odrzekł jednemu z nich: »Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry«. Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi".
Dzisiejsza Ewangelia daje nam wyraźne doświadczenie nowości Bożego Królestwa: Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – mówi Bóg ustami proroka Izajasza. Owej nowości nie da się ogarnąć myśleniem tego świata, ponieważ nowego wina nie wlewa się do starych bukłaków.  I dlatego dzisiejsza przypowieść niekoniecznie jest łatwa w przyjęciu dla starego człowieka w nas. Sprawiedliwość tego świata domagałaby się zapłaty sprawiedliwej i słusznej w rozumieniu świata. Każdy powinien dostać to, na co zasłużył, na co zapracował. Ciekawe, że takie myślenie pojawia się najczęściej u tych, którzy sami mają się za sprawiedliwych, pobożnych, rzec by trzeba lepszych od innych. W takim spojrzeniu dobry łotr nie miałby szans na zbawienie – rozrabiać całe życie, grzeszyć do woli, by w ostatniej minucie życia zostać ułaskawionym? To nie do  pomyślenia. Na szczęście miłość Boża przekracza nasze ludzkie myślenie. Miłość Boża nie sugeruje się wytycznymi tego świata, nie wchodzi w światowe ramy. Bóg mówi nam dzisiaj, że chce mieć nas blisko siebie, i tonie tylko wybranych, ale wszystkich, każdego z nas. Daje radość swojej obecności i pracy w Jego winnicy tym, którzy pracują od wczesnego rano, ale tak samo chce napełnić sobą tych najętych wieczorem. Ograniczanie zbawienia do grupki wybranych, tych uczciwych, ułożonych, zasługujących, wypacza obraz Boga i Jego łaski. Bo skoro na łaskę można sobie wypracować, można na nią zasłużyć poprawnym życiem, to kim staje się Bóg? Jedynie kupcem udostępniającym swoje dobra, za określoną zapłatę. Nijak się to ma do darmowości Bożej miłości. Bóg zbawia człowieka z miłości i tylko ona wyznacza sprawiedliwą zapłatę wszystkim robotnikom w winnicy Pana '+' ks. Adam

sobota, 23 września 2017

Moc ziarna

Gdy zebrał się wieki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”. Przy tych słowach wołał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”. Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść. On rzekł: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli. Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”.
Słuchając dzisiejszej przypowieści, można odnieść wrażenie, ze Jezusowi nie za bardzo zależy na owocnym przyjęciu słowa Dobrej Nowiny. Obchodzi miasta i wioski, nie zwraca uwagi na zmęczenie, głosi wytrwale Dobrą Nowinę, ale w sposobie głoszenia zakłada, że nie wszyscy zrozumieją głoszoną naukę. Czy tak jest rzeczywiście? Oczywiście taki wniosek nie ma żadnego uzasadnienia w Ewangelii. Chrystus jest siewcą, który rozsiewa ziarno obficie, wierząc, że nawet niesprzyjające ziarnu podłoże jest warte tego, by je obsiać. Chce dotrzeć ze swoim orędziem do każdego człowieka, ale nie robi tego na siłę, nie chce nikogo przymuszać. Wolność to przecież główny dar Boży w nas. To człowiek, obdarzony wolną wolą, sam decyduje, jaką glebą się staje. Taka forma przekazu, nauczania, jaką jest przypowieść ma stać dla człowieka szansą zrobienia jakiekolwiek wysiłku, będącego znakiem choćby odrobiny dobrej woli. Nie chodzi o to, by od razu zaszeregować się do określonego typu ewangelicznej gleby, by odnaleźć się w określonym typie odbiorców. Chodzi raczej o wytrwałość, o której mówi Jezus w tym fragmencie, a która zapewnia obfity plon. Bóg zna prawdę o człowieku, wie, że nasza, skażona grzechem natura, raz po raz daje o sobie znać, czyniąc z nas glebę nie zawsze żyzną, nie zawsze zdolną do przyjęcia ziarna. I właśnie dlatego Bóg obsypuje nas obficie ziarnem swojej łaski. Można nawet powiedzieć, że to ziarno daje ziemi moc, by przemieniała się wciąż na nowo w urodzajną glebę. Jest tylko jeden warunek: trzeba tego chcieć. Św. Teresa od Jezusa w Księdze fundacji zapisała: „I w kuchni także, wśród garnków i rondli, Pan jest z wami”. Stawanie się dobrą glebą to nie moment krótkiej modlitwy, ale to całe nasze życie, przesiąknięte świadomością, że Pan naprawdę jest z nami '+' ks. Adam

piątek, 22 września 2017

We wspólnocie z Jezusem

Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.
Czego możemy się dowiedzieć z tych dwóch zdań? Ziemskie życie Pana Jezusa to nie tylko spektakularne cuda i znaki, to także zwyczajne noce i dni, jedne z tysiąca, jakie przychodzi przeżywać. Jezus zaprasza do wspólnoty z Nim. Pójście za Nim to wsłuchiwanie się w nauczanie Mistrza z Nazaretu, to obserwowanie Jego boskiej mocy i potęgi, ale to także zwyczajne bycie z Nim. Jezus uczy swoich uczniów, uczy Dwunastu, uczy idące za Nim kobiety tworzenia prawdziwie braterskiej, chrześcijańskiej wspólnoty. A nie jest to łatwe zadanie. Wystarczy tylko przywołać fragment o synach Zebedeusza, dla których matka prosi o pierwsze miejsca w królestwie Jezusa i reakcję pozostałych apostołów; wystarczy przypomnieć sobie, jak posprzeczali się o to, kto jest najważniejszy. Z resztą, każdy z nas ma doświadczenie trudu wspólnoty choćby z własnej rodziny, z klasy, z udziału w jakiejś grupie. Choć wspólnota daje poczucie akceptacji, bezpieczeństwa, radości z bycia ze sobą, to niesie też ona różne napięcia, wymusza sytuacje, w których trzeba zmierzyć się ze swoją słabością, ale i ze słabością drugiej osoby. Wspólnota to bardzo konkretny ciężar – św. Paweł powie: jeden drugiego brzemiona noście. Po co zatem się starać, skoro to tak wymagające zajęcie? Jezus mówi: gdzie dwaj, albo trzej są w Imię moje, tam jestem pośród. Wspólnota to uprzywilejowana przestrzeń Bożej obecności. Bóg, będąc wspólnotą Osób Trójcy Świętej, do tej wspólnoty miłości zaprasza każdego człowieka. I tylko we wspólnocie i przez wspólnotę można w pełni się rozwinąć, doświadczając przemieniającej obecności Boga '+' ks. Adam

czwartek, 21 września 2017

Nie sprawiedliwych

Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? On, usłyszawszy to, rzekł: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Zwięzła relacja Ewangelisty zachęca do wejścia w jej głębię, do stawiania pytań, które może nie od razu rzucają się w oczy. Najpierw spojrzenie Jezusa. Jezus widzi człowieka. Nie chodzi tu tylko o zwykłe spostrzeganie, o zanotowanie czyjejś obecności. Jezus przyszedł na tę ziemię, by szukać człowieka. Najlepiej oddaje to przypowieść o Dobrym Pasterzu, który bez wahania zostawia całe stado, by odnaleźć jedną zabłąkaną owcę. Jezus nieustannie wypatruje człowieka. I jest to spojrzenie prześwietlające człowieka prawdą. Prawdą, która nie poniża, ale wyzwala. Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej. Zobaczył tego, kogo widzieli inni – celnika, kolaboranta, złodzieja, grzesznika, którym pobożni żydzi gardzili. Ale Jezus zobaczył też znacznie więcej. Bo ujrzał człowieka głodnego Bożej miłości, człowieka otwartego na Bożą prawdę i Boże powołanie. Nie wiemy, co takiego ujrzał Mateusz celnik w oczach Pana Jezusa, ale wiemy, ze natychmiast, bez wahania poszedł za nim, zostawiając dotychczasowe życie. Dwa spojrzenia: spojrzenie Boga, który tęskni za człowiekiem i spojrzenie człowieka, który tęskni za Bogiem. Oto prawdziwa tajemnica naszej wiary '+' ks. Adam

środa, 20 września 2017

Maruda

Po odejściu wysłanników Jana Chrzciciela Jezus powiedział do tłumów: „Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali». Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność”.
Marudząca, wiecznie niezadowolona przekora jest dosyć groźną przeciwniczką dzieci światłości. Od pierwszego nieposłuszeństwa Adama i Ewy wciąż pojawia się w nas pokusa: by być jak Bóg. Człowiek tworzy sobie swoje scenariusze życia. Swoje wyobrażenia czyni jedyną słuszną rzeczywistością. A ponieważ ludzkie poznanie jest ograniczone, bywa też zawodne. Stąd o krok już od ciągłego niezadowolenia, że miało być jak nigdy, a wyszło jak zawsze. A odpowiedzialnością za przeżywane porażki i niepowodzenia, najczęściej obarczany jest sam Pan Bóg. Narzekanie, marudzenie to skuteczny pancerz broniący dostępu łasce. Wiecznie niezadowolony może być tylko człowiek tego świata, skupiony na sobie i stawiający siebie w centrum świata. A w takiej wizji nie ma miejsca dla Boga. Mądrość Bożą są w stanie pojąć i uznać za prawdziwą tylko ci, którzy chcą stawać się jej dziećmi, to znaczy ci, którzy w swoim życiu poddają się działaniu Bożej mądrości w swych myślach, w swych czynach, w całym sposobie swego życia. Dar mądrości pozwala człowiekowi stanąć w prawdzie o sobie i w prawdzie o tym świecie. A prawdą jest, że Bóg jest Panem tego świata, że to od Niego pochodzimy i do Niego zmierzamy. Przyjęcie tej prawdy pozwala doświadczać troskliwej i czułej obecności Boga w naszym życiu. Pozwala nam skutecznie przeciwstawiać się pokusie stawiania siebie w miejsce Boga. Tylko dzieci mądrości mogą przyznać jej słuszność, to znaczy mogą owocnie współpracować z łaską, wypełniając Boży plan zbawienia '+' ks. Adam

wtorek, 19 września 2017

Środek zaradczy

Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego - jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz! Potem przystąpił, dotknął się mar - a ci, którzy je nieśli, stanęli - i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię wstań! Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce. A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.
Pewnie nie raz było w nas pragnienie powtórzenia przez Jezusa cudu z dzisiejszej Ewangelii. Stając przy trumnie kogoś bliskiego, myśląc o własnej śmierci, doświadczamy swoistej niepewności jutra, a może i lęku przed końcem. Śmierć nigdy nie będzie łatwym doświadczeniem, nawet dla wierzących. Świadomość, że oto tu na ziemi definitywnie została zamknięta księga życia kogoś bliskiego bywa czasem nie do zniesienia. Tęsknota, ból po stracie wydają się być ponad naszą ludzką miarę. Wiemy, że i Pan Jezus zapłakał nad grobem swego przyjaciela Łazarza. Paradoksalnie więc brzmią słowa papieża Benedykta XVI z encykliki o nadziei chrześcijańskiej: Kontynuować życie na wieczność – bez końca, jawi się bardziej jako wyrok niż dar. Oczywiście chciałoby się odsunąć śmierć jak najdalej. Ale żyć zawsze, bez końca – to w sumie może być tylko nudne i ostatecznie nie do zniesienia. Jest to dokładnie to, o czym na przykład mówi Ojciec Kościoła Ambroży w przemówieniu z okazji pogrzebu swego brata Satyra: «To prawda, że śmierć nie należała do natury; Bóg bowiem od początku nie ustanowił śmierci, ale dał ją jako środek zaradczy [...]. Z powodu wykroczenia życie ludzkie stało się nędzne, upływało w codziennym trudzie i nieznośnym płaczu. Trzeba było położyć kres złu, aby śmierć przywróciła to, co utraciło życie. Nieśmiertelność jest raczej ciężarem niż korzyścią, jeżeli nie rozświetla jej łaska». Wskrzeszenie młodzieńca z Nain to znak zwycięstwa Boga nad śmiercią, potwierdzenie, że śmierci Bóg nie uczynił, że ona weszła na świat przez zawiść diabła, ale to także zapewnienie, że nie musimy się bać śmierci, nie musimy przed nią uciekać, bo ostatecznie jest ona środkiem zaradczym. Śmierć, rozświetlona łaską, nadal jest czymś trudnym, bolesnym,  ale nie musi już być bezsensowna, nie musi być karą. Bóg naprawdę nawiedził swój lud i dlatego możemy żyć w Nim na wieki '+' ks. Adam

poniedziałek, 18 września 2017

Ból straty Jezusa

Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi.
W pewien sposób cała ta sytuacja wydarzyła się dla naszego pouczenia. Jest to dla nas bardzo ważna lekcja: Jezusa można zgubić. Nieszczęście to może przydarzyć się każdemu, tak jak się to stało przypadku Maryi i Józefa. Zgubienie Jezusa w swoim życiu nie jest zarezerwowane, jak często jesteśmy skłonni myśleć, jedynie dla zatwardziałych grzeszników, dla tych, którzy przypominają sobie o Bogu od wielkiego święta, przy różnych okazjach, ale może przydarzyć się każdemu. Można zgubić Jezusa także przez drobne niewierności, nawet przez krótkie odwrócenie wzroku od Jezusa. Może to nastąpić nagle, przez grzech; częściej jednak zdarza się to stopniowo, prawie niedostrzegalnie, a jak uczy św. Tomasz a Kempis „Kto gardzi rzeczami drobnymi, powoli w poważne upada”. Na szczęście zaginionego Jezusa można odnaleźć i trzeba dokładać starań, by tak jak Maryja szukać zaginionego Jezusa i to szukać Go z bólem serca. Zagubienie Jezusa było dla Maryi bólem serca. Zguba Jezusa sprawia ból serca, powinna boleć. I można powiedzieć, że dobrze, gdy utrata Jezusa rodzi w nas ból, gdy człowiek umie zapłakać z powodu zagubienia Jezusa, gdy boli go strata Boga. Bo taki ból jest dla człowieka uzdrowieniem. Taki ból jest dla nas sygnałem do większej gorliwości w sprawach Pana, do większej czujności. Taki ból może stać się dla człowieka szansą. Źle jest, gdy człowiek nie czuje w sobie tęsknoty za Bogiem, gdy nie ma w sobie głodu Boga, gdy przyzwyczaja się do życia średniego, letniego, gdy powtarza sobie złudnie: „Jeszcze nie jest tak źle, inni są gorsi”. Wraz z Jezusem warto dziś z całą mocą wyznać, że mamy być w tym, co należy do naszego Ojca, bo jak powiedział św. Augustyn: Jeżeli w naszym życiu Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystkie inne sprawy będą na właściwym miejscu”. Z błogosławieństwem '+' ks. Adam

niedziela, 17 września 2017

Bądź gotów

Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: Oddaj, coś winien! Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu.
Może nas nieco śmieszyć piotrowe pytanie: ile razy mam przebaczać? Ale czy rzeczywiście takie minimalistyczne myślenie jest nam zupełnie obce? To pytanie jest odmieniane przez różne przypadki na płaszczyźnie wiary i powraca do nas jak bumerang: ile czasu trzeba się modlić? jak często mam się spowiadać? Ile nowenn odmówić? Ile dobrych uczynków trzeba spełnić? Ile razy? By Bóg był wreszcie ze mnie zadowolony. Jest to typowe myślenie niewolnika, który musi zrobić tylko tyle, ile musi, ile mu nakazano, by zadowolić swego pana i by nie zasłużyć na karę. A przecież ku wolności wyswobodził nas Chrystus. Dojrzałe przyjęcie daru wiary, domaga się wolnego przyjęcia odpowiedzialności za ten dar. Bóg nie staje przy nas z liczydłem w ręku, by pod koniec miesiąca dokonać bilansu postępowania: jedna zdrowaśka za jedno kłamstwo, jedno przebaczenie za jedną zdradę, byle chociaż wyjść na zero. I nic dziwnego, że taka wiara zaczyna człowiekowi ciążyć, że choć niby wykonane jest niezbędne minimum, to brakuje radości wiary. Nie o rozliczanie chodzi Panu Bogu, ale o miłość, która przeniknie nasze życie, i nasze relacje z innymi. Tu na ziemi zawsze będą w nas napięcia, będziemy doświadczać różnych krzywd, pojawią się rany i my sami pewnie nie raz kogoś zranimy. I nie jest to największy problem, bo przecież mamy świadomość ułomności naszej natury, zranionej grzechem pierworodnym. Problem zaczyna się wtedy, gdy naiwnie czekamy na zagojenie się ran, wciąż je rozdrapując. Siedemdziesiąt siedem razy. Zawsze bądź gotów na przyjęcie Bożego miłosierdzia, by tym miłosierdziem otoczyć innych. Pan Jezus powiedział do św. s. Faustyny: Nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za cierpliwość i trud dla Mnie podjęty. Podejmij wytrwały wysiłek pójścia drogą wiary, podejmij go ze względu na Pana '+' ks. Adam

sobota, 16 września 2017

Wyczekany owoc

Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta. Czemu to wzywacie Mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je. Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany. Lecz ten, kto słucha, a nie wypełnia, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. [Gdy] potok uderzył w niego, od razu runął, a upadek jego był wielki.
Kluczowym pytaniem wynikającym z dzisiejszej Ewangelii nie jest pytanie o to, jakim drzewem jestem, jakie owoce przynoszę. O wiele ważniejsze jest pytanie o to, o jaki owoc zabiegam, jakiego owocu oczekuję. Wydawać by się mogło, że dobrym owocem ma być przede wszystkim dobre życie człowieka. I z resztą pod tym kątem najczęściej formułujemy swoje pragnienia: by stawać się lepszym, by nie grzeszyć, by osiągać życiową doskonałość. Tymczasem Ewangelia podpowiada, że nie chodzi o samą budowlę, ale o fundament, na którym jest ona stawiana. Często czynimy owocem dobrze, rzec by można poprawnie przeżywane człowieczeństwo, ale czy rzeczywiście do tego jesteśmy powołani? Bóg mówi: świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty. Świętość bez Boga nie istnieje. Pierwszym owocem naszego życia ma być zatem sam Pan Bóg, Jego bliskość, otwarcie się na Jego miłość. Na tym polega też budowanie na skale. Człowiek świadomy tego, że jest kochany przez Boga, mocą tej miłości zniesie różne wichry i nawałnice, które z pewnością nadejdą. I taki człowiek, jak dobre drzewo, wyda dobre owoce. Skupienie się na samej tylko poprawności życia, na zgodności z wymogami religii to ewangeliczny piasek, budowla bez fundamentu, która choćby była piękna i majestatyczna, runie z hukiem przy uderzeniu pierwszej fali potoku. Św. Maria od Jezusa Ukrzyżowanego mówiła: Szukajcie samego Boga. Nasze plany, wyobrażenia, pragnienia mają sens tylko w Bogu, bo tylko w Bogu jest nasze zbawienie. Jedynym owocem, utęsknionym i oczekiwanym ma stawać się dla nas Jezus Chrystus, którego będziemy potrafili nie tylko nazwać Panem, ale i potwierdzić to swoim życiem '+' ks. Adam

piątek, 15 września 2017

Obok krzyża

Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
Ból matczynego serca nie załamał Maryi, nie powalił Jej na ziemię. Ewangelista zanotował krótko, że Maryja stała, bez rozpaczy, bez załamywania rąk, owszem z sercem przebitym mieczem boleści, ale stała, wyrażając w ten sposób współczucie, wsparcie, swą gotowość do jakiejkolwiek pomocy, do ulżenia w cierpieniu i swą wierność aż do śmierci. Swoją obecnością pod krzyżem Maryja uczy nas, że to, co autentycznie chrześcijańskie, mierzy się miarą krzyża, sprawdza się na krzyżu, w cierpieniu i ofierze miłości. Moi drodzy, zauważmy, że nigdzie w Piśmie św. Bóg nie obiecał, że ci którzy w Niego uwierzą, którzy za Nim pójdą, będą mieć życie łatwe, lekkie i przyjemne, Chrystus nie powiedział: pójdź za Mną, a nie będziesz miał żadnych kłopotów i problemów. Chrystus nie po to umarł i zmartwychwstał, by wykluczyć cierpienie z naszego ziemskiego życia, ale po to by temu cierpieniu nadać sens. Dla Boga nie ma nic niemożliwego, i nie ma takich sytuacji, z których nie dałoby się znaleźć jakiegoś wyjścia '+' ks. Adam

czwartek, 14 września 2017

Nie potępił

Jezus powiedział do Nikodema: Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Kluczowe jest tu - nie potępił. To nie Bóg potępia człowieka. To sam człowiek i grzech którego się dopuszcza wprowadza potępienie. I nie myśl, że jest ono daleko w Twoim myśleniu.Wciąż rozpięci jesteśmy między strachem przed Bogiem, a Bożą bojaźnią. Wciąż szukamy oparcia w sobie. Wciąż zdarza się nam wykluczać kogoś z możliwości zbawienia. A Bóg nie chce potępienia i nie chce, by człowiek sam się potępiał. Śmierć Jezusa jest najlepszym i pełnym dowodem Bożej tęsknoty do granic '+' ks. Adam

środa, 13 września 2017

Wiara

W owym czasie Jezus podniósł oczy na swoich uczniów i mówił: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie. Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie. Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom.
To co? Trzeba się bać? Płakać, bo jesteś syty? Na szczęści nie. Kluczem dzisiejszej Ewangelii jest miłosierdzie. Łatwo zapomnieć o innych, jeśli samemu jest się sytym wszystkiego. I tego się bój. Musisz nasyć najpierw siebie, by mieć siłę nasycić innych. I tego się trzymaj. Ale nigdy nie myśl tylko o sobie. Bo szybko zmarniejesz. Chcesz być błogosławiony, to rozszerzaj swój wzrok wiary, by widzieć więcej i głębiej. Żadna to sztuka. Po prostu wiara '+' ks. Adam

wtorek, 12 września 2017

Moja droga

Zdarzyło się, że Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.
Czy zdarzyło Ci się spędzić całą moc na modlitwie na górze? Nie chodzi o przenośnię. Tak całkiem realnie na górze, przez całą noc. Strach by było. Rozum podpowiada, żeby się nie wygłupiać. No rzeczywiście, czasy trochę inne. Ale przede wszystkim inne stało się nasze myślenie. Więcej wierzymy sobie niż Bogu. A jeśli chce się dokonywać rzeczy wielkich, to trzeba się o to postarać. Trzeba znaleźć swoją górę i swoją noc modlitwy. Każdy ma swoją drogę i nie trzeba powielać utartych wzorców, ale trzeba się wziąć do roboty, inaczej nic z tego nie będzie '+' ks. Adam

poniedziałek, 11 września 2017

Czas wrażliwości

W szabat Jezus wszedł do synagogi i nauczał. A był tam człowiek, który miał uschłą prawą rękę. Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili Go, czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go. On wszakże znał ich myśli i rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: Podnieś się i stań na środku! Podniósł się i stanął. Wtedy Jezus rzekł do nich: Pytam was: Czy wolno w szabat dobrze czynić, czy źle, życie ocalić czy zniszczyć? I spojrzawszy wkoło po wszystkich, rzekł do człowieka: Wyciągnij rękę! Uczynił to i jego ręka stała się znów zdrowa. Oni zaś wpadli w szał i naradzali się między sobą, co by uczynić Jezusowi.
Zredukowanie Bożych darów tylko do ziemskiego wymiaru, zawsze prowadzi do karykatury. Święty czas szabatu stał się dla żydów tak święty, że nie zakłócili Go nawet Bogiem. Smutne, ale również w naszym życiu obecne. Można się tak skupić na ideale religijności, że zapomina się nawet o Bogu. Dlatego Jezus wzywa wciąż do czujności, która pomoże nam zachować wrażliwość serca i dostrzec twarz Boga w drugim człowieku '+' ks. Adam

niedziela, 10 września 2017

Donieś?

Jezus powiedział do swoich uczniów: Gdy brat twój zgrzeszy [przeciw tobie], idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.
Najwięcej zastrzeżeń budzi dzisiaj odpowiedzialna miłość. Udało się nas przekonać, że miłość jest „miłym” odniesieniem, które unika drażliwych tematów, posługuje się pochlebstwami i zgadzaniem się na wszystko. Miłość to piękne uczucia, wszystko, co przyjemne, wesołe i proste. W imię takiej miłości młodzi nie walczą już o swoją czystość, w imię takiej miłości wprowadza się wolne związki, rodzice nadskakują dzieciom, spełniając wszystkie ich zachcianki, w imię takiej miłości wprowadza się bezstresowe wychowanie, w imię takiej miłości pozwalamy na wszystkie głupoty, nawet gdy przekreślamy swoje przekonania, wartości, wiarę, byle tylko nikogo nie urazić, i można by zaśpiewać: a tymczasem leżę pod gruszą, na dowolnie wybranym boku i mam to, co w życiu najświętsze, święty spokój. Miłością jest wypowiedzenie trudnej prawdy komuś prosto w oczy. Podobnie jak rodzajem nienawiści jest przemilczanie czyjegoś trwania w grzechu. Św. Paweł Apostoł powie: „Miłość nie wyrządza zła bliźniemu… jest doskonałym wypełnieniem Prawa”, czyli Bożych nakazów. To właśnie miłość nakazuje, czy wręcz przynagla do życzliwego zainteresowania się swoim bliźnim, gdy on błądzi, łącznie z owym „donieś”, w myśl przykazania „nie zabijaj”. W imię prawdziwej miłości, będziemy umieli powiedzieć 'nie', wobec zła i grzechu, nawet jeśli to 'nie' będzie odnosiło się do najbliższych nam osób. W imię prawdziwej miłości będziemy mieć na celu czyjeś dobro, a nie dobre samopoczucie '+' ks. Adam

sobota, 9 września 2017

Pan szabatu

W pewien szabat przechodził wśród zbóż, a uczniowie zrywali kłosy i, wykruszając je rękami, jedli. Na to niektórzy z faryzeuszów mówili: Czemu czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat? Wtedy Jezus rzekł im w odpowiedzi: Nawet tegoście nie czytali, co uczynił Dawid, gdy był głodny on i jego ludzie? Jak wszedł do domu Bożego i wziąwszy chleby pokładne, sam jadł i dał swoim ludziom? Chociaż samym tylko kapłanom wolno je spożywać. I dodał: Syn Człowieczy jest panem szabatu.
Zgorszyć się Bogiem? Myślisz, że to bardzo odległe od Ciebie? Słyszałeś zapewne w wiadomościach o brutalnych napadach, o gwałtach, o atakach terrorystycznych. Uwierzysz, że sprawcy tego zła są dziećmi Boga, że On chce mieć ich blisko Siebie, że nie chce ich zguby? Zgorszyć się Bogiem. Może się to przydarzyć każdemu, jeśli patrzymy tylko na siebie. Wciąż goni nas pokusa tworzenia sobie Boga na swój obraz. A przecież Pan jest tylko jeden '+' ks. Adam

piątek, 8 września 2017

Którzy miłują

Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą.
Warto pamiętać, że wybranie Maryi nie dokonało się w jakiś czarodziejski sposób, nie zadecydował również o tym przypadek losu. To sam Bóg - istniejący poza czasem - przewidział - poznał w swojej nieskończonej mądrości, że właśnie ta niewiasta, ta zwykła niezwykła kobieta w sposób najdoskonalszy będzie współpracować z łaską Bożą i Ją właśnie zachował od wszelkiej zmazy grzechu. Bo, jak uczy św. Paweł "Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra ..." I nie chodzi teraz o to, by mieć żal do Pana Boga, że nas nie obdarzył takimi łaskami jak Maryję. Bo nie mamy domagać się, czy oczekiwać nadzwyczajnych przywilejów i łask, ale mamy z tymi darami, które każdy z nas od Pana Boga otrzymał współpracować i by osiągać świętość, doskonałą miłość w takich warunkach, w takich okolicznościach, w jakich żyjemy. Ponieważ wielkość Maryi nie polega przede wszystkim na tym, że została wybrana do takiej szczególnej roli, ale polega na Jej wielkiej pokorze, miłości, ufności i na Jej zaufaniu i zawierzeniu Bogu '+' ks. Adam

czwartek, 7 września 2017

Na Twoje Słowo

Gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret - zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
Pan sam wybiera miejsce i czas. Nic nie krępuje Jego wolności. A owoc? Niesamowicie zadziwiający. Często, błędnie, próbujemy realizować nasz plan i udowodnić w ten sposób (sobie? Bogu?), że jesteśmy coś warci, że zasługujemy na pochwałę. Wiemy doskonale, jak to bywa z efektem - niceśmy nie ułowili. Tymczasem wystarczy spojrzeć na brzeg - tam już stoi Pan i czeka w gotowości, by napełnić łodzie naszego życia obfitym połowem. Na Twoje Słowo - od tego trzeba zacząć '+' ks. Adam

środa, 6 września 2017

Wieczne Słowo

Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: Ty jesteś Syn Boży! Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany. I głosił słowo w synagogach Judei.
Słowo pełne mocy! Jako chrześcijanie zbyt rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielka moc działa pośród nas. Żyjemy, bo żyjemy, ale co to za życie - jak mawiał mój kolega w odniesieniu do swojego żółwia, którego trzymał w szufladzie biurka. Nie zmieni się nic, jeśli nie będziemy świadomi możliwości zmiany, jeśli nie będziemy chcieli zmian. Czy Słowo Jezusa straciło swoją ważność, swoją przydatność? Żadną miarą! Jest to to samo Słowo pełne mocy, które przemieniło wodę w wino, które uzdrowiło teściową Piotra. Idź za Jezusem, bądź Mu wierny. I bądź dumny, że należysz do Niego '+' ks. Adam

wtorek, 5 września 2017

Pełne mocy

Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jego było pełne mocy. A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy; Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego! Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody. Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą. I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy.
Przydałoby się nam takie zdumienie nad słowem pełnym mocy. Wciąż w nas za mało wiary, że słowo Jezusa nie jest zwykłym nośnikiem treści, informacji. Słowo Jezusa jest pełne łaski. Jezus, wypowiadając Słowo, stwarza rzeczywistość, którą ono wyraża. Dlaczego tak trudno w to uwierzyć? Trochę w tym działania ojca kłamstwa, trochę naszego zaufania sobie. Ale pomyśl tylko - Jezus i dzisiaj kieruje do Ciebie Słowo pełne mocy. Od Ciebie zależy, czy je przyjmiesz '+' ks. Adam

poniedziałek, 4 września 2017

Jeśli wierzysz

Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim. To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!
Ciężko zmieniać myślenie. Wciąż próbujemy zatrzymać to, co oswojone. Ale dlaczego nie wierzyć Jezusowi? Mamy nadzieję na życie wieczne, a boimy się śmierci. Chcemy należeć do Pana, a Jego wolę kojarzymy z karą. Dlaczego? Bo nasz przeciwnik wciąż krąży, szukając, kogo pożreć. Bez świadomości tego, wciąż będziemy ludźmi tego świata. A czy o to nam chodzi? Jeśli wierzysz, że Jezus zmartwychwstał, to żyje według tego, w co wierzysz '+' ks. Adam

niedziela, 3 września 2017

Pozwól się uwieść

Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść; ujarzmiłeś mnie i przemogłeś. Stałem się codziennym pośmiewiskiem, wszyscy mi urągają. Albowiem ilekroć mam zabierać głos, muszę obwieszczać: Gwałt i ruina! Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie codzienną zniewagą i pośmiewiskiem. I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał ani mówił w Jego imię! Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, nurtujący w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem.
Czy kiedykolwiek opisałbyś swoją relację z Bogiem, tak jak prorok Jeremiasz? Czy w ogóle byś o tym pomyślał? Ciężko nam uwierzyć, że Pan chce właśnie takiej intymnej, czułej, delikatnej więzi z nami. Na szczęście nie da się stłumić ognia Bożej miłości. Dlatego pozwól sobie na tę Bożą czułość, a nie będzie w Tobie rozdwojenia, nie będzie światowej racjonalności. Pozostanie prawda '+' ks. Adam
Free Contact Form