Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej.
Rzekł do niego: Pójdź za Mną. On zostawił wszystko, wstał i chodził za
Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a
była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do
stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego
uczniów: Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami? Lecz Jezus
im odpowiedział: Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle
mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz
grzeszników.
Kiedy mówimy o świętości, myślimy najczęściej o moralnym doskonaleniu. Pojmujemy świętość jako drogę ku górze, duchową wspinaczkę, etyczną drabinę. A przecież mamy naśladować Jezusa Chrystusa, który uniżył się we wszystkim. W pewnym sensie świętość jest zejściem z piedestału własnych wyobrażeń i ocen. Jest zejściem za posłusznym do końca Panem. Jest akceptacją naszej grzesznej kondycji, w którą wkracza wszechmocny Bóg, by ją ubogacić swym ubóstwem. Nie staniemy się święci w doskonałości, ale możemy się tacy stać w poczuciu grzechu i słabości. Bo tylko wtedy pozwalamy się ogarnąć świętości Boga '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.