Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego
wezwałem z Egiptu. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich
brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich
ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi
do swego policzka niemowlę - schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go. Moje serce
na to się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął
płomień mego gniewu i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem,
nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja - Święty, i nie przychodzę, żeby
zatracać.
A kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze. Choć niezbyt udana próba wyrażenia różnych prawd wiary, to jednak rzuca światło na obraz Boga. Najłatwiej jest nam myśleć o Nim w kategoriach ojcowskiej surowości, bezkompromisowości, twardej logiki. A przecież Bóg jest nie tylko Ojcem, pomijając sfałszowany obraz ojca, ale i Matką. Bóg uczy chodzić swoje dziecko jak matka i bierze je na ramiona jak ojciec. Troszczy się jak ojciec i karmi jak matka. Ale przede wszystkim jest Bogiem, nie człowiekiem. I jeśli chcemy poznać Jego prawdziwe Oblicze, to na pewno nie w ludzkich pojęciach, bo one zawsze są niepełne. Wsłuchuj się w to, co Bóg mówi sam o sobie '+' ks. Adam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoje Słowo. Niech Cię Pan prowadzi.